Witam. Jak w temacie. silnik CAYC 105 km (na hamowni miał 112, po chipie ma 140)
Jechałem wczoraj do domu , wieczorem, auto stało prawie cały dzień na dworze, choć zapewne połowę dnia w cieniu, bo jak wszedłem, to nie było tragedii. Ale 35 stopni we Wrocławiu pewnie swoje robi.
W pewnym momencie , na drugim biegu, dojeżdżając i hamując przed światłami, coś nagle "walnęło" tak jak by łup/wybuch ale taki "mikro" po lewej stronie, coś jak by w skrzynce bezpieczników ? Zegary - wszystkie - zjechały na " 0 " , silnik zgasł i od tej pory nie można go odpalić.
Wsadzam kluczyk do stacyjki, przekręcam na połowę, nic się nie świeci, przekręcam, żeby odpalić, zero reakcji - tzn. nic się nie świeci, nie kręci rozrusznikiem czy czym tam ma kręcić - po prostu trup.
Prąd w aucie jest, bo działa wszystko - radio światła centralny zamyka/otwiera, nawet wspomaganie kierownicy jest, bo go pchałem na pobocze i normalnie działa.
Natomiast jest zero reakcji na próbę odpalenia.
Nie próbowałem po kablach, sprawdziłem bezpieczniki, sprawdziłem drugi kluczyk
Dzwoniłem do zaufanego majstra, ciężko mu było wywróżyć z opowieści, ale powiedział, że to może być wkład stacyjki ?
Niestety, jutro jedzie na urlop.................
Pytanie
Czy ktoś może coś wie ? jakieś pomysły co się mogło stać ?
Jeśli to wkład, to może polecić jakiegoś elektryka we Wrocławiu ? Bo ponoć takiego gościa mam szukać
Pojechałbym do ASO - ale pewnie mnie na nich nie będzie stać...