Ostatnio chciałem sprawdzić, czy uda mi się przejechać 1000 km na jednym
baku. Zalałem auto prawie pod korek i rozpocząłem walkę sam ze sobą :)

Muszę wspomnieć, że autem dojeżdżam sam do pracy. W weekendy rzadko go używam, bo do rodzinnych wypadów mamy większy samochód. Codziennie pokonuję tę samą trasę: 32 km, z czego ok. 17 km po AOW i reszta w ruchu miejsko-podmiejskim. Co do jazdy miejskiej i podmiejskiej, to moja prędkość uzależniona jest od natężenia ruchu i prędkości innych kierowców. Natomiast na obwodnicy przyjąłem maks. 100 km/h, a jeżeli to możliwe, to siedzenia na ogonie jakiegoś szybszego tira (90 – 95 km/h). Odnośnie stylu jazdy. Starałem się rozpędzać w miarę dynamicznie, a później delikatnie operować pedałem przyspieszenia. Nie wchodziłem na siłę na wyższy bieg – nawet jeżeli sugerował to komputer.

Na stację trafiłem po przejechaniu 1052,9 km. Komputer pokazał średnie spalanie z tego dystansu na poziomie 4,8 l/100km – przez długi czas było 4,7l/100km, ale na parę kilometrów przed tankowaniem średnia wzrosła. Pierwsze odbicie na dystrybutorze odnotowałem przy 49,8 l, co dało średnią 4,73 l/100km. Jednak musiałem zalać bak na podobnym poziomie, na jakim rozpoczynałem zabawę. Wlałem łącznie 54,1l. Ta ilość paliwa dała średnią 5,14l/100km. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy łącznie w baku było dokładnie tyle samo paliwa, co przed testem. Co prawda tankowałem na tej samej stacji i przy tym samym dystrybutorze. Jednak o innej porze dnia, temperaturze na zewnątrz i z innym strachem przed przelaniem ;)

Podsumowując: auto może być bardzo ekonomiczne i pewnie da się zejść jeszcze niżej ze spalaniem, tylko czy warto aż tak się męczyć… :D